Offline
Cholera... nie ma tu wiewiórek... te latające są wkurzające.
-Ne narzekaj... znajdziemy coś lepszego.
Wciąż był wilkiem, a skaleczona dłoń, teraz łapa, dawała o sobie znać.
Oczy mu zalśniły, kiedy dostrzegł serwala. Kto zapewne pierwszy raz widział wilka, więc nie mógł określić go jako zagrożenie, czy nie. Stał tak więć zielonymi oczami wpatrując się w wilka i machając leniwie czarnym ogonie.
Zawarczał, a serwal zasyczał wściekle i rzucił się na niego.
Podrapał go po pysku, zostawiając kilka krwawiących ran.
Odgonił go i warknął cicho pod nosem, siadając pod drzewem.
-Cholera... jak zostaną mi blizny, znajdę tego kota i rozszarpię...
z.t
Offline
Liście... liście, proszę...
Mimo wilczych łap ciche chrupnięcia zeschłych liści niosły się echem po lesie.
Przez zielone baldachimy wdzierały się promienie słoneczne, co z zielenią tworzyło złotawą barwę.
I było cicho.
Przerażająca cisza.
Słyszał bicie własnego serca i swój szybki oddech...
Offline
Uznał, że tak będzie bezpieczniej. Zmienił się z powrotem i wyjął miecz, mocno zaciskając palce na czarnej rękojeści, a po jej bokach żłobione były węże.
Kobry.
To był jego najlepszy miecz. Jedyny, którym posługiwał się najlepiej ze wszystkich.
Niezwykle leki jak na dwuręczny, srebrny, długi i wąski miecz. Ponad metrowy.
Nie zrobił nawet kroku do przodu, gdy z drzewa za nim zeskoczył ten ubrany na czarno, zmiennokształtny mężczyzna.
Między łopatkami utkwił mu żelazny sztylet. Zmiennokształtny wbił go aż po rękojeść.
-Mistrz miecza-syknął i wyrwał sztylet. Popchnął go na drzewo, po którym, na plecach, osunął się na ziemię.-Może. Za uważny to ty nie jesteś.
I zmienił się w serwala, znikając mu z oczu.
Jak zdążył się zorientował, pień drzewa, po którym się osunął, był z jego krwi.
Offline
-Hunter...
Drżącą dłonią wyciągnął z kieszeni telefon.
Szybkie wybieranie.
Nie odbierała.
Przeszedł go dreszcz i telefon wypadł mu z ręki i zniknął w liściach.
Offline
Może powinnaś wrócić po ten telefon...
-Po co ?-warknęłam.
Offline
-Cholera...
Dotknął palcami miejsca pomiędzy łopatkami.
Pomijając to, że ledwo podniósł rękę nie krzycząc z bólu, od razu była cała w krwi.
-Cholera-powtórzył nieco ciszej.
Offline
Wściekle pędziłam przed siebie.
Co ty wyprawiasz ?!
-Jestem głodna i szukam turystów -powiedziałam pokazując kły.
Offline
Ciekawe czy na tej wyspie są wampiry... Nie strasz mnie, proszę. No co? Wolisz żeby zjadły cię dzikie zwierzęta? A ty nie?
Offline
Poczułam krew.
Nie możesz tu polować !
Zobaczyłam krwawiącego chłopaka.
Słuchasz mnie ?!
Rzuciłam się na ofiarę.
Offline
-Hunter!-wrzasnął i odepchnął ją, ale i tak zdążyła rozerwać mu trochę szyję.
I tak cały się trząsł.
Offline
Zamrugałam.
-Co ty tutaj robisz ?!Do cholery!-krzyknęłam.
Offline
Chciał wstać, podpierając się od drzewo, ale w ostateczności zmienił zdanie z cichym jękiem.
-Zwiedzam twoją kochaną wyspę pełną zmiennokształtnych, którzy próbują mnie zabić. Lubię to miejsce-jęknął.
Offline
Zmatszczyłam brwi.
-Tu mieszkają pojedyncze wampiry...
Offline
-Chyba że pojechali za nami-warknął.
Za tobą.
Offline